Jak góry zdobywałam, czyli jak nie siłą. to sposobem.
Wróciłam właśnie z krótkiego wyjazdu w góry.
W programie było wejście na szczyt i krótki odpoczynek w schronisku.
Średnia wieku w grupie jakieś 3o lat, więc ja przy nich to człowiek antyku.
Wszyscy maszerowali raźno.Jeden z nich do mnie: a może pani wróci i lepiej telewizję poogląda.Zaspana jeszcze byłam, więc puściłam to mimo uszy pomimo tego, że pyskata jestem strasznie.
Zdechłam po 300 metrach i usiadłam sobie na poboczu.Najpierw zjadłam kanapki, później zakąsiłam batonem i dobiłam chałwą.
Siedzę tak i siedzę, przechodzą jacyś ludzie .Siedzę i czekam, nie wiem na co.I nagle słyszę warkot silnika.
Pod górę jedzie samochód typu dziwny dżip.Pomachałam do kierowcy.Miałam dramatyczny wyraz twarzy i szmatę na głowię ( chustka którą zawiązuję na czole jak wyrywam chwasty w ogrodzie).
Jednym słowem - zjawisko.
Kierowca stanął, powiedziałam mu, że mi słabo.Nie precyzowałam z jakiego powodu.Po co mu powiedzieć, że zajadanie kanapek chałwą, to nigdy nie jest dobry pomysł.
Podwiózł mnie, żal mu się zrobiło.
Kupiłam sobie kawę w schronisku i usiadłam na ławce.Czekałam jakieś pół godziny na grupę.
Zbaranieli na mój widok.A ja:
-No co tak wolno, młodzi.Ja już kończę kawę, a wy co.
-No ale jak, została przecież pani z tyłu.
-Może i została. ale gdzie się okazała.Widzicie, wbiegłam i jeszcze zaczęłam rymować.
Taka oto krótka historyjka.Jaki morał?
Nie śmiej się ze starszych ludzi?Hmmm,,,,,
A może: nie cwaniakuj, bo choć starsi, to sprytniejsi?
A może bez morału ...