Post o oszukiwaniu antycznej cioci Lidii i pieczeniu ciasta

Ostatnio jak byłam u cioci w gościach,to się nasłuchałam o gotowaniu i pieczeniu.Ciocia nawet założyła mi zeszyt z przepisami na różne sałatki i ciasta.Kazała piec i gotować.Ja obiecałam,że będę piekła,gotowała,robiła sałatki,jadła kaszę burglur( czy jakoś tak) z ziołami.
Ciocia ma słabość do kolendry.Ja jak wącham kolendrę,to robię się agresywna od razu.
No,w każdym razie,miałam się zaocznie nauczyć przyrządzać posiłki.Wczoraj telefon.
-Jadę do ciebie,szykuj coś z przepisów co ci dałam.
Nie chciałam już cioci mówić,że jej zeszyt dałam Maniusiowi do zabawy i piesek rozszarpał go w kilka minut.
-Tak ciociu,będzie placek drożdżowy.
Wsiadłam na rower i w ten dzisiejszy upał pognałam do cukierni.
-Czy ma pani jakiś placek.Ktoś musi uwierzyć,że sama go upiekłam.
Pani w cukierni lekko osłupiała,ale zważyła mi pół kilo.
Przyjechałam do domu,spróbowałam placuszka.
Jest efekt!!
Z zakalcem,klei się do zębów,zapomnieli chyba cukru dodać,bo jest słonawy.
I o to mi właśnie chodziło.
Lidia na pewno uwierzy,że to moja kolejna nieudana próba i z satysfakcją upiecze swoje ekstra ciasto o niebiańskim smaku-czyli mój cel zostanie osiągnięty.
Nie powiem,która to cukiernia,bo jeszcze może będę musiała korzystać z ich usług.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2019 Irena Buzarewicz , Blogger