Post o jodze i pierwszej w życiu kolonii

Gorąco,leżę na kanapie i sapię.
Sapię z powodu wysokiej temperatury.Sapię również z powodu żalu i rozgoryczenia.
Nie,nie,nie-nikt mi nie naubliżał,mam w domu słodycze,w lodówce jakiś jogurt chyba jeszcze nie po terminie,a psy zdrowe.
Jestem rozgoryczona,bo usiłowałam uprawiać w domu jogę i nic mi nie wyszło.
Kupiłam ostatnio tzw prasę kobiecą,w jednych z magazynów umieszczono opisy ćwiczeń,które jakoby mają wyciszać i powodować spokój wewnętrzny.
Bierzemy się do roboty,będę wyciszona, nie będę do ludzi pyskować i wściekać się na ulicy na widok różowego samochodu.
Ćwiczenie nazywa się " Pies z głową w dół" czyli ADHO MUKHA ŚWANASANA .
Spodobała mi się nazwa tego ćwiczenia, "pies " coś tam,a my lubimy pieski.Wygnałam swoje psy z sypialni,powiedziałam im "ŚWANASANY" idźcie mi stąd.
Obraziły się ,może miały jakieś złe skojarzenia z tym wyrazem.
Zaczęłam studiować opis ćwiczenia:
"Skręć ramiona na zewnątrz,uszy powinny się znajdować w linii z ramionami".
Nie wiem co robiłam nie tak,ale uszy z uporem  nie chciały znajdować się w jednej linii z ramionami,robiłam różne wygibasy,mówiąc przy tym głośno,co sądzę na temat uszu,ramion,pozycji na podłodze,cenie na wodę w naszym miasteczku,braku efektu diety lodowej ( jem wieczorem pudełko lodów waniliowych zamiast kolacji).
W każdym razie,nic nie wyszło.Psy triumfalnie wkroczyły do pokoju z wyrazem pysków
"Masz swoją ŚWANASANĘ ".
Sapaę więc dalej na kanapie i przypominam sobie swój pierwszy wyjazd w życiu na kolonię.
Miałam wtedy chyba 7 lat i pojechałam nad morze w zastępstwie niejako.Koleżanka mojej mamy zapłaciła za miejsce dla swojej córki.Córka zachorowała,wypchnęli mnie więc tam,żeby pieniądze się nie zmarnowały.Ja nie bardzo wtedy rozumiałam,czy mam tam mówić,że jestem Irena,czy Ewa
( tak jak miała na imię ta dziewczynka).Przedstawiałam się więc wszystkim raz tak,raz tak.
Pod koniec turnusu wszyscy więc myśleli,że mam coś z głową......

Rozmowy naszych pijaczków

Prawie codziennie jadę do marketu na rowerze i mijam kilka ulubionych miejsc naszych międzyrzeckich żuli i pijaczków.Chyba mam u niektórych z nich jakieś względy,bo krzyczą do mnie "Dzień dobry,szefowa".Odrykuję  grzecznie "dzień dobry".
Ostatnio usiadłam  na ławce przy rzece.Posiedzę, mówię sobie,pogapię się na kaczki,coś przekąszę.Za mną usiadła  dwójka miejscowych pijaczków i zaczęli swe rozmowy.Nawet nie posłuchiwałam,bo skupiłam się na konsumpcji batonika.W pewnym momencie jeden z nich mówi do mnie tak:
-Pani posłucha,jak ja umrę,to kumple mają zrobić imprezę,mają się bawić i pić,to nic,że to mój pogrzeb,a bo raz oni szaleli na imprezie,a ja nawalony jak atom ( tu akurat użyty był inny wyraz,ale ocenzurowałam go) leżałem na trawniku albo kanapie.Na to samo przecież wychodzi .
Wysłuchałam i się nie odzywałam.Siedziałam dalej i gapiłam się na jakieś pelikany na Obrze.
Za chwilę podsiadły do mnie dwie dziewczyny, a jedna do drugiej mówi tak:
-Wiesz,Oliwia strzeliła focha,bo powiedziałam,że jest wegetarianką,a nie weganką.
Pijaczek do mnie:
-Jak ja chodziłem do szkoły,to był w klasie taki jeden co nie jadł mięsa i my wołaliśmy na niego
"Ty co, j*****y jesteś, Robert?"
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2019 Irena Buzarewicz , Blogger